sobota, 19 listopada 2011

Motyką w słońcu





Pod drogę trafić nietrudno. Ropoczyna się ona widocznym na zdjęciu dość sporych rozmiarów zacięciem. Ono także przypadło mi do prowadzenia, podobnie jak i ostatnie wyprowadzające na szczyt zacięcie. Były to także chyba dwa najpięknieszje wyciągi na drodze. Motyka jest drogą wyjątkową, trawnik znajdziesz dopiero w podszczytowych, dwójkowych partiach drogi. Zaletą drogi jest także to, że trudności trzymają cały czas. Może nie są one wygórowane, w porywach dochodzące do V, lecz uwierzcie mi, że nawet na V można się spocić. Ostatni wyciąg jest bajkowy, piękne zacięcie gdzie można sobie poćwiczyć umiejętność rozdzielania żył. Stany na drodze są kursowe, można znaleźć także w trakcie wspinaczki parę spitów, co niestety nieco psuje radość z ukończenia drogi. Ze wszech miar polecam tę drogę:) Dodatkowo wzrok tłumów turystów będzie mile łechtał naszą próżność;)

pierwszy wyciąg

ostatni wyciąg





środa, 16 listopada 2011

Lewa Pilchówka - Zamarła Turnia

Tak, zachowałem sie nieodpowiedzialnie. Pojechałem w Tatry z gościem, z którym jeszcze nawet na ścianie się nie wspinałem. Życzę sobie jednak więcej takiej "nieodpowiedzialności . Zapowiadał się piękny wrześniowy weekend, lina leżała na strychu krzycząc "weź mnie", więc chcąc nie chcąc wziąłem  ją i jej paru przyjaciół do pociągu zmierzającego w stronę Katowic pakując do potężnego plecaka. Następnie lina przejechała się przez Jaworzno na Łysą Polanę, gdzie tylko mogła z zazdrością patrzeć jak chlejmy piwko z Gurgulem. Wyruszyliśmy przed 22 z zamiarem dojścia do "5" nasłuchując po drodze odgłosów lasu. W "5" byliśmy koło 12, była dosłuwnie zapchana ludźmi, ale na szczęście udało nam się znaleźć miejsce na werandzie. Noc, przynajmniej dla mnie nie należała do najprzyjemniejszych ani do najcieplejszych. Przyznaję się bez bicia(tudzież innych form wymuszania zeznań), że to przez moje lenistwo, bowiem wziąłem sobie najlżejszy psiworek. Rano po paru przygodach wbiliśmy się w ścianę. Miała być Motyka wyszła Lewa Pilchówka z dwoma gwiazdkami czyli miało być ładnie. Pierwszy wyciąg jak to na Zamarłej parchaty. Za to na drugim zaczęła się zabawa. Czekała na mnie przewieszka wyceniona na VI+. Doszedłem pod nią bez problemów i napieram na wprost, lecz co tu dużo mówić jaja z każdą chwilą zmniejszały swą objętość aż do kompletnego zaniku. Zawisam na haku, Gurgul krzyczy w prawo, więc po chwili ruszam bez większych problemów obchodząc przewieszką. Jak się okazało prostowanie jest cenione za VII, szkoda że nie poszło:(. Teraz czekało nas bez mała 80 metrów pięknej płyty, podzieliśmy to na dwa wyciągi. Topograficznie trochę się zamotaliśmy i doszliśmy do stanu z trawersu. Wystartowałem z trawnika wracając na właściwą drogę dochodząc pod przewieszkę na trawersie. Ostatni wyciąg należał do Gurgula. Prowadził on ni to płytą, ni to płytką ryską z nienajlepszą możliowością asekuracji. Na dodatek lufa pod nogami dodawała emocji prowadzącemu, ale koniec końców bez problemu mości Gurgul doszedł do grani i po założeniu stanu z bloku skalnego ściągnął mnie.
Podsumowując droga przepiękna, najładniejsza jaką dotychczas robiłem, emocjonująca, bez grama spita.
Stany są z haków, ostatni wyciąg jest najtrudniejszy pod względem psychicznym. Przydają się małe friendy i kostki. Wszystkie foty autorstwa Gurgula.
 przewieszka


wtorek, 1 listopada 2011

Załupa H i droga Gnojka

Z początku mamy z Martą nastroje niezbyt optymistyczne. Idziemy w totalnej mgle, widzialność w najlepszych momentach dochodzi do 100 m. Niejako po omacku szukamy startu drogi, która wiedzie wybitną załupą. W końcu chmury się podnoszą i ujrzeliśmy nasz jeden z dwóch dzisiejszych celów czyli Załupę H. Dla Marty miała być to jej pierwsza tatrzańska droga. Załupa nie jest drogą zbyt trudną, pokonująca w więkoszści dwójkowe trudności, jedynie bodajaże w jednym miejscu aspiruje do III stopnia UIAA. Jako prawdziwy cham wbijam się pierwszy, szybko pokonuje kolejne metry. Nie zauważam przez to po lewej stanu z dwóch spitów. Koniec końców napotykam  jakąś pętle z liny, hak i dokładając repa 22 kn montuję stan. Teraz kolej na Martę, wspinaczka idzie jej bardzo sprawnie leczy gdy przychodzi do ściągania mnie do stanu chwile się zastanawia jak reverso wpiąć, ale w końcu słyszę możesz iść. Jak się okazało wpięła je ona trochę na odwrót, a takie ładne rysuneczki były... . No to w ramach treningu prowadzi następny wyciąg, tym razem bez żadnych problemów. Pojętna uczennica. Ostatni najbardziej syfiaty wyciąg robię ja, od połowy grzejąc bez asekuracji i mimo najszczerszych chęci, strącając parę kamieni. Zakładam stan z bloku skalnego, dzwonię do Marty by przekazać, że może iść. Zapomniałbym dodać, że za nami postępowało wsparcie duchowe w postaci Księdza spieszącego się na mszę, który dziwny trafnym nie dotarł do bloku skalnego i musiałem mu przedłużyć stan niejako odwdzieczając się za wcześniejsze kabanosy i Marty woreczek z magnezją.
Mam mieszane uczucia co do tej drogi. Z jednej strony prowadzi ok. 120 metrów litą formacją, gdzie wspinanie szczególnie tym, którzy nie odwiedzają nałogowo ścianek wspinaczkowych, z uwagi na niewygórowaną cyfrę może się podobać. Całość jednak psuje koniec drogi i sypiące sie kamienie, z tego względu zaleca się także by na drodze znajdował się jeden zespół.

Droga Gnojka zaczyna się eksponowanym gzymsikiem, którego przesolowanie może sprawiać trudności jedynie chyba po deszczu. Niewątpliwie jest to perełka w swoim stopniu trudności. Oferuje nam ok 90 m drogi maksymalnie trójkowej trudności i co najważniejszej litej skały. Drogą prowadzi także linia zjazdów. Zazwyczaj robi się ją w kombinacji z załupą.